wtorek, 7 lipca 2015

Chapter 1

- Nie sądzisz, że twoja córka już od roku powinna być mężatką? W tym wieku nasza matka już nosiła mnie w swoim brzuchu.

Przewracam oczami na upartość wuja Edwarda i wkładam do ust kolejny kawałek wędzonej ryby. Leo siedzący obok szturcha mnie lekko łokciem, a gdy na niego spoglądam powtarza mój wcześniejszy gest i uśmiecha się szeroko. Oboje pochylamy głowy w dół i cicho chichoczemy.

- Nie sądzę. Dobrze wiesz, że strata Noah była dla nas ogromnym trudem i nie chcę na razie wysyłać Charlotte do innego kraju z nieznanym Jej mężczyzną.

Noah był, jest moim bliźniakiem. Urodziliśmy się jako wcześniaki i przez trzy tygodnie musieliśmy leżeć w inkubatorze na polecenie lekarza. Dzień przed naszym wypisem Noah został porwany. Ktoś od tak zabrał go ze szpitala strzeżonego przez dwustu policjantów. Nie został odnaleziony, a moi rodzice nawet po siedemnastu latach nie mogą się z tym pogodzić.

- Spodziewałem się tego, więc zaprosiłem na dziś specjalnego gościa. Urządzimy jutro mały bal dla Charlotte i jej narzeczonego.

Krztuszę się łykiem wody, który właśnie biorę i wypluwam ciecz ponownie do wysokiego kieliszka. Czuję dłoń Leo na moich plecach i lekkie uderzenia, które pomagają mi szybciej unormować oddech. – Słucham?

- To musi się zdarzyć – uśmiecha się lekko, a ja wyczuwam w jego słowach drugie dno. – Jestem pewny, że polubisz, ba! pokochasz młodego Horana.

- Nialla? – tym razem to Leo wyraża swoje zdziwienie lekkim warknięciem.

- Tak. Coś w tym dziwnego?

- Tato! Przecież wiesz, że go nienawidzę. – unosi głos, uderzając otwartą dłonią o blat stołu. Kładę palce na jego ramieniu i lekko gładzę materiał śnieżno białej koszuli.

- Nie wyrażaj się synu – zaczyna Edward, ale przerywa mu lokaj, który wpada do jadalni i kłania się, biorąc głęboki wdech.

- Książę północno-wschodniej Irlandii, Niall Horan właśnie przybył. Jest zdenerwowany, ponieważ dziennikarze jechali za nim aż do bram pałacu i żąda kolacji w ogrodzie sam na sam z księżniczką Charlotte.

- Nie ma mowy! – krzyczy Leo, podnosząc się ze swojego miejsca, a krzesło, na którym siedział przewraca się z głośnym hukiem. – Nie zostawię ich samych.

- Uspokój się, Leonard – karci go matka odkładając sztućce trzymane w dłoniach po osobnych stronach porcelanowego talerza.

- Nie! Dla was to idealny chłopiec, ale nie znacie go tak jak ja. On zrobi jej krzywdę! – wskazuje na mnie swoim długim palcem, a jego ojciec uderza pięścią w stół.

- Dosyć tego! – krzyczy patrząc wściekle na swojego syna. - Leo dokończy posiłek w swoim pokoju, a Charlotte w ogrodzie. Idźcie!

- Ale tato!

- Leonard! Tak nie zachowuje się następca tronu. W tej chwili marsz do pokoju.

Chłopak łapie moją dłoń w żelaznym uścisku i wyciąga mnie siłą z pomieszczenia. Przechodzimy przez główny hol w akompaniamencie krzyków naszych rodziców, ale Leo jest tak wściekły, że nie dociera do niego nawet grożenie jego ojca.

Zostaję wepchnięta do kuchni przez uchylone drzwi, gdy Leo zauważa kogoś przy głównym wejściu. Zdziwione spojrzenia kucharzy i służby lądują na nas z ogromnym zainteresowaniem.

- Idziemy na spacer, Lottie. 

[Wattpad]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz